wtorek, 31 stycznia 2012

W nawiązaniu do poprzedniego posta


Pisząc jego ostatnie słowa w mojej głowie zrodziło się pytanie; czy mianowicie można, czy jest możliwe tak naprawdę życie z głową wysoko w chmurach? Czy da się tak naprawdę zupełnie odciąć od owej otaczającej nas codzienności, realności, brutalności? Przecież urodziliśmy się w tym kręgu cywilizacyjnym, przecież to wszystko co nas otacza jest naszą... kulturą. Można samemu się z niej wykluczyć? Skazać na banicje? Tylko dlatego, że brzydzimy się tym co nas otacza? A właściwie to dlaczego się tym brzydzimy? Czy osoba "z głową wysoko w chmurach" uważa się zatem za kogoś wyjątkowego, innego... lepszego? Bo ma np. inne poczucie estetyki? Bo nie dostrzega w otaczających go śmieciach skarbów? Bo... bo, bo, bo???


Tak o trzeciej w nocy, na temat upadku z wysoka i wszystkich wiążących z się z nim problemów


Z głową wysoko w chmurach trzeba uważać aby czasami się nie potknąć i mówiąc kolokwialnie, nie upaść na ryj. Upadek niestety może boleć, a konsekwencje upadku takie jak; guz, złamana ręka, nos, skręcona noga itp., itd., może jednoznacznie skazywać na długi okres rehabilitacyjny, czyli sporo wody w Wiśle upłynie zanim się podniesiesz i znowuż będziesz z głową wysoko w chmurach hasać po zielonych łąkach swojej nieskrępowanej niczym wyobraźni.
Przetłumaczmy to teraz. Osoba pogrążona w ciągłych marzeniach i nieprzywiązująca zbytniej wagi do życia w otaczającym ją świecie, może np. poprzez stratę pracy, bliskiej osoby nagle znaleźć się na samym dnie, choć gdyby nie była osobą "z głową wysoko w chmurach", jej upadek bolałby zdecydowanie mniej, była by bardziej uodporniona na ciosy jakie niesie życie. Na otaczającą zewsząd ludzką osobę brutalność. Brutalność lub realność. Codzienność?


sobota, 28 stycznia 2012

Blokowiska czyli temat że'ka


Blokowiska. Usiądźcie kiedyś w ich cieniu z butelką jakiegokolwiek trunku i się zastanówcie; ile tutaj mieszka osób? Setki? Tysiące? Dziesiątki tysięcy? Jak wygląda ich życie? Są szczęśliwi? O czym myślą? Mają jakieś marzenia? Co robią? Może codziennie rano wstają o piątej aby zdążyć do swoich fabryk na szóstą? Może nic nie robią poza codziennym przeglądaniem kursów walut, aby wiedziec czy po spłaceniu raty za mieszkanie starczy im na życie? Ilu z ich przodków miało korzenie szlacheckie i posiadało niegdyś piękne dwory na Kresach? Ilu z nich przeklinało w duchu (wymarzone, bo swoje) dwa pokoje, kuchnie, łazienke? Ilu z nich teraz się kochało? Ilu posyłało dzieci do szkoły? Ilu z tych ludzi przeklinało szarą codzienność tylko dlatego, ze życie (państwo) nie zaoferowało im niczego sensownego, pasjonującego, niczego co zajełoby ich niby normalne i ustabilizowane, szczęsliwe życie?

Nigdy nie mieszkałem w typowym blokowisku, jeno w kamienicy. Kamienica to taki dziewiętnastowieczny blok choć z mniejszą ilością mieszkańców, gdzie każdy korzysta ze wspólnej toalety i może poczuc na odległość co jego sąsiad gotuje dziś na obiad. A jeżeli nie czuje bo ma słaby węch, zawsze moze nadstawić ucha nad drzwiami i posłuchać sobie, co tam u rodziny X słychać ciekawego;

- Ooo! Kłócą się?! Ooo! Zdradza go? Ooo!...

Że każdy jest tam każdemu równy? No pewnie! Osiemdziesięcioletnia babcia, nowobagacka (choć za mało bogacka aby kupić dom jednorodzinny) szczęśliwa rodzinka, stary kawaler, rozwódka, trzech studentów, grający w czwartej lidze piłkarz, podejrzany dla zasady typek, pani Zosia.

A tak w ogóle to cieszmy się, że mamy gdzie mieszkać!