wtorek, 16 marca 2010

Interes z małym Wietnamczykiem


Wystarczyło na niego spojrzeć, a wszystko było jasne. Na oko mógł mieć z dziewięć, dziesięć lat.

- Jesteś małym Chińczykiem, prawda?
- Nie proszę pana, pochodzę z Wietnamu.
- Ooo, co za egzotyczny kraj! - próbowałem zrobić zdumioną minę. Widac było, że malec się niecierpliwi.
- To jak, kupi pan tego kota?
- No ale powiedz, co ja z nim zrobię?
Chłopczyk wzruszył ramionami.
- Nie wiem, to co się robi z kotami. Pogłaszcze go pan, przytuli. Ma takie ciepłe futerko. Dobre futerko. Takie miłe.
- No okej mały... ale przecież wiecznie nie będę go trzymał na szyi.
Malec się zastanowił. Na jego małej, wietnamskiej twarzy wykwitł po chwili nieśmiały uśmiech. Czyżby znalazł odpowiedź?
- A co to za problem? - spytał się coraz bardziej szczęśliwy. - Zanim mięso zacznie się psuć, obedrze pan kota ze skóry i będzie miał ciepłe futerko. Ma pan dziewczynę? To będzie dobry prezent. A mięso... widzi pan tamtą restauracje z napisem Kebab? Ja tam już od roku sprzedaję mięso. Ale pan jest dobry klient. Pan weźmie i mięso i futro. Dobre futro.