środa, 29 października 2008

Smutne piosenki


Smutne piosenki niosące w sobie radość. Upijam się przy nich słuchając ich dźwięków, ich melodii, ich harmonii. Odpływam wówczas do krainy cieni i zapominam o całym otaczającym mnie świecie. Pamiętacie jak Frodo z "Władcy Pierścieni" zakładał swój magiczny pierścień i jak wówczas spostrzegał otaczający go świat? Czuje się wówczas podobnie, i choć nieswojo to jednak jak w domu. Kocham to.

Odkrywca


Po dzisiejszym dniu mam ochotę położyć się do łóżka i zasnąć na co najmniej kilka miesięcy. Nudzi mnie szarość codziennego dnia, nudzą mnie otaczający dookoła ludzie i sam się nudzę. Macie może jakiś przepis na nienudzenie się? Co mi zaoferujecie? Co zaproponujecie?

Pojechałbym sobie gdzieś daleko, wspiąłbym się gdzieś wysoko. Gdzie człowiek żaden nie był, gdzie ludzka stopa jeszcze nie stanęła. Jaka szkoda że żyjemy w XXI wieku, a nie np. w XV - i nie chodzi mi tylko o zanieczyszczenie środowiska i efekt cieplarniany. Wówczas świat był pełen nieodkrytych lądów, kontynentów,wysp, mórz i oceanów... Czasami wydaje mi się że mógłbym być takim Kolumbem, Magellanem, Vasco da Gamą lub którymś z konkwistadorów odkrywających zapomniane miasta Majów, Azteków lub Inków. Ale niestety to mi się tylko wydaje... a może to wspomnienia z przeszłych wcieleń???

poniedziałek, 27 października 2008

Wspomnienia


Wspomnień moc przywołał dziś jesienny wiatr.
Stanąłem ogłupiały po środku chodnika i na moment w kącikach moich ust zagościł niedostrzegalny dla przechodniów uśmiech.
Wspomnienia różne, te milsze jak i te gorsze. Troszkę ich się nazbierało przez te wszystkie lata.
Pokręciłem głową jakby w niedowierzaniu i cały czas z tym dziwnym uśmiechem na twarzy zagłębiłem się w otchłani mej pamięci, wyjmując z niej co lepsze obrazy z przeszłości. Byłem dziwnie radosny.

niedziela, 26 października 2008

W ciemnym lesie


W ciemnym lesie moich myśli robiło się coraz mroczniej, słońce powoli skrywało się za horyzontem budząc do życia liczne stworzenia nocy. Kilka razy nad głową przeleciała mi sowa i nietoperz, gdzieś po boku zaszeleściło coś w krzakach umykając mojemu wzrokowi. Przedzierałem się przez las pomiędzy drzewami powoli i z mozołem, okaleczyłem sobie ręce i twarz zagradzającymi mi przejście kolczastymi chaszczami, ale wytrwale i nie ugięcie zbliżałem się do jego centrum w którym miał rzekomo stać drogowskaz wskazujący mi kierunek na dalszą drogę życia. Jakie było moje zdziwienie gdy stanąwszy na środku na małej polance w otoczeniu majestatycznych i sędziwych dębów, ujrzałem nieskończoność wychodzących z niej ścieżek. Jedne były mniej, inne bardziej zarośnięte. Jedne zapraszały swoim ciepłem, od drugich wiało cmentarną grozą i złem.
Usiadłem pośrodku polanki i zapaliłem ostatniego papierosa. Drogowskazu nigdzie nie było, ścieżkę musiałem wybrać sam.
Z zadumy wyrwał mnie szum liści oraz dochodzące z oddali przytłumione śmiechy. Czyżby to leśne elfy śmiały się z mojej słabości i nieumiejętności wybrania swojej własnej, życiowej drogi? Szybko zgasiłem resztkę papierosa i powstałem. W lesie robiło się coraz mroczniej, wyjąłem z tobołka małą latarenkę i poświeciłem dookoła. W gęstwinie dostrzegłem wpatrzone we mnie setki błyszczących w świetle latarki oczu, zainteresowanych moim dylematem lub czających się na mój jeden nierozważny krok aby uprowadzić mnie z obranej drogi w gęstwinę i pożreć.
Nagle gdzieś za mną zawył wilk, po chwili wycie powtórzyło się z naprzeciwka, jakby ponaglając mnie do powzięcia decyzji.
-Nie tak szybko - oburzyłem się - przecież od tego jednego kroku będzie zależało moje całe życie!
-Ale ty już go postawiłeś wchodząc do tego lasu - nagle i niespodziewanie zabrzmiał cichy głos zza moimi plecami. Odwróciłem się szybko na pięcie by spojrzeć w oczy sędziwemu starcowi podpierającemu się na drewnianej lasce. W jego oczach wyczytałem mądrość stuleci i dopiero teraz zrozumiałem co chciał mi przekazać. Ścieżka którą dziś wybiorę będzie po prostu kontynuacją poprzednich, tych co już wybierałem wcześniej. Ja już...
-Ty już wybrałeś drogę - i mówiąc to rozpłynął się w powietrzu, a ja ruszyłem raźnym krokiem kolejną ścieżką swego życia. I nie bałem się już niczego. A nawet gdyby na końcu drogi czekała na mnie wiekuista przepaść, byłem szczęśliwy.

sobota, 25 października 2008

Ukryta ścieżka


Dziś pod wieczór, gdy słońce poczęło chylić się ku zachodowi a cienie wydłużać, poczułem subtelny zapach przygody. Rozszedł się delikatnie dookoła mojej osoby kusząc mnie wizjami nieprzetartych ścieżek i niezapomnianych widoków. Pomyślałem sobie - Włóczykiju - czas najwyższy ruszyć w nieznane ku kolejnej przygodzie, Matka Natura wzywa cię na swe łono.
Otumaniony coraz bardziej intensywnym zapachem przygody, poszperałem czym prędzej w swoim tobołku wyjmując mapę okolicy, sprawdzając gdzie mnie jeszcze nie było. Po pewnym czasie podrapałem się jednak w głowę w małym zakłopotaniu, gdyż wszystkie drogi które rysowały mi swoje szlaki przed oczami były mi już znane. I miałem już odłożyć mapę aby sięgnąć po inną gdy nagle ujrzałem małą, zarośniętą ścieżynkę prowadzącą skrajem kartki, która nie gościła jeszcze nigdy moich wędrownych butów. Mała, niepozorna, tajemnicza. Niezbadana, ukryta, dziewicza. Mijała góry i doliny, przechodziła przez ciemne lasy i zaorane pola. Zmarszczyłem czoło w skupieniu wpatrzywszy się w dany szlak, tak, tam mnie rzeczywiście jeszcze nigdy nie było. Wziąłem głęboki oddech i rzekłem z zadowoleniem: - Witaj nieznana mi drogo, jutro skoro świt zagoszczę u Ciebie, a ty roztoczysz przede mną swe uroki - powiedziawszy to spakowałem swój tobołek i zasnąłem z uśmiechem na twarzy w oczekiwaniu na wschód słońca.

piątek, 24 października 2008

Mroźne serce


Nie potrafię odpowiedzieć czy zamrożone, ale na pewno mroźne. Zapewne będziecie to teraz interpretować na setki możliwych sposobów, będziecie snuć domysły, bawić się w psychologów, filozofów i innych wieszczy i proroków ale wszystko to ma bardzo prostą odpowiedź. Usiądźcie więc wygodnie i posłuchajcie, a ręczę Wam że wszystko zaraz się wyjaśni.
Dziś rankiem po wypiciu aromatycznej herbaty o smaku opuncji przywitał mnie pierwszy przymrozek. Zapukał delikatnie i subtelnie do mych okien i drzwi dotykając swoim palcem o moją cienką warstwę odzieży, wkradając się pod nią podstępnie mając nadzieję że mnie zszokuje i zamrozi... - Buu! - zawołał śmiejąc się przy tym głośno basowym, przez co przejmującym do szpiku kości głosem. W pierwszym momencie poczułem ostre ukłucie, jakby tysiąc tysięcy szpilek w jednym momencie nakłuwało całe moje ciało, a w następnej kolejności... Możecie mi nie wierzyć ale w następnej kolejności wybuchłem wesołym śmiechem płosząc buszujące wśród liści sikorki i wróble, gdyż zdecydowanie bardziej wolę zimę od jesieni. Na mojej twarzy wykwitł promienny uśmiech (taki od ucha do ucha) natomiast na twarzy Porannego Przymrozka wyraźnie zarysowało się zdziwienie. Popatrzył na mnie jak na wariata niedowierzający mojemu nagłemu wybuchowi radości, pokręcił głową i mamrocząc coś pod nosem, odszedł w stronę ogródka gdzie jeszcze nie tak dawno czerwieniły się dojrzałe pomidory.

Ciekaw jestem ile jeszcze razy będzie do mnie przychodził znienacka o poranku, gdy się w końcu zdenerwuje i splunie białym puchem rozsiewając wszędy dookoła białość. Ale do tego potrzebuje swojej królowej. Królowej Zimy, której perfumy powoli można wyczuć już w powietrzu.

czwartek, 23 października 2008

Zasłuchawszy się w ciszę


Zasłuchawszy się w ciszę. Dziś rankiem gdy słońce jeszcze nie wzeszło, a ja przebudzony wewnętrznym poczuciem czasu czekałem aż porwie mnie na równe nogi dźwięk budzika. Próbowałem usłyszeć "nic". Wierzcie mi, fajna sprawa, wystarczy jedynie przymknąć delikatnie powieki ale nie do końca gdyż inaczej zaśniemy i porwie nas Morfeusz.
I byłem już tak blisko owego wymarzonego stanu, już czułem że go dosięgam a do moich uszu poczęła dolatywać słodka cisza... gdy nagle moim ciałem targnęła wielka konwulsja i wylądowałem na podłodze obok łóżka. To budzik. Jego głośne bzzzzzzzzzzz sprawiło że siarczyście zakląwszy przywitałem kolejny dzień.


Dzień jak co dzień. Typowo jesienny, a jak jesienny to smutny. Bo z czego tu się weselić? Z tego że ptaki odleciały i przy wschodzie słońca nikt nie śpiewa? Z tego że liście z drzew spadły i wszędy dookoła robi się szaro? A może z porannych mgieł, błota, kałuż i ciągle padającego deszczu? Nie, zaprawdę nie podzielam Waszej opinii że każdy dzień trzeba witać z uśmiechem na twarzy. Co innego piękną wiosną, ciepłym latem lub srogą zimą. Ale jesień? Oprócz swojej początkowej fazy gdy koloruje nam pola i lasy, nie widzę w niej niczego pociągającego.

Oj trzeba ją przeboleć, a najlepiej odpłynąć do fantazji lub zasłuchać się w ciszę...

środa, 22 października 2008

Początek który nie jest końcem


W takim razie zaczynam pisać. Rozprostowuję swoje zdrętwiałe palce, popijam łyk ciepłej herbaty. Zaczynam układać pierwsze słowa, literki łączą się w zdania, popijam kolejny łyk gorącego napoju, ścieram pot z czoła... Staram się. Tylko po co? Zadaję sobie w końcu to trudne pytanie. Po co się starać, po co to zresztą wszystko pisać. Zakładam że nikt tego czytać nie będzie bo po co ktoś miałby marnować czas aby poznawać wewnętrzne przemyślenia i refleksje, wierzcie mi, bardzo mało interesującej osoby...???

Ale mniejsza z tym.

Pora zacząć pisać, mówię już całkiem poważnie.

Zacznijmy więc bal, niech zabrzmi orkiestra a palce samoczynnie znaczą uderzać o klawiaturę. Lubię ten stan. Tak, kocham go.

Spojrzałem dziś w niebo, szare chmury uderzyły mnie rzęsistymi kroplami deszczu pozbawiając mnie nadziei na ładną pogodę. Ale szarość codziennego dnia tez czasami jest ładna i ma swój urok, takie jest moje zdanie. Zwłaszcza jeśli nie ma się pomysłu na kolejny dzień i zamierza spędzić się go na marzeniach. Tak, dobrze przeczytaliście, marzeniach. Wy nie lubicie marzyć? Nie oddajecie się słodkiej fantazji, nie uciekacie do zamkniętych krain do których klucz dostępu macie tylko Wy sami? Nie? Dziwni jacyś jesteście.
Ja dziś uciekłem od pogody. Wystarczyło że rozłożyłem jedną z wielu map i przyłożyłem palec do pachnącego przygodą kredowego papieru. Bo nie wiem czy wiecie ale ja uwielbiam podróżować. I uwielbiam przygody. Taki włóczykij ze mnie, chodzę sam po lesie, gubię się pomiędzy drzewami gdzie fantazja przeplata się z rzeczywistością. Czasami drogę przejdzie mi Jaś i Małgosia, czasami zastukam do domku Baby Jagi, kilka razy porozmawiam z Trollem jako że znam ich język. Innym razem wejdę na herbatkę do Doliny Muminków, czasami popodziwiam wygrzewające się przy leśnych stawach Rusałki. Ale to piszę Wam akurat w tajemnicy. Nie mówcie o tym nikomu, dobrze?
Czy ktoś mnie rozumie? Może tylko drzewa które mijam, niewzruszone góry po których stąpam z ciężkim plecakiem zarzuconym na plecy... Tak, sercem jestem Włóczykijem. A w taką pogodę brakuje mi tylko szumu liści przy którym najlepiej mi się zasypia...